Współistnienie jednostek, grup i państw rozwijane jest najpełniej w trzeciej kwarcie kosmogramu. Tej zawierającej się między Descendentem a Medium Coeli. Zaczyn integracji z innymi jest w sektorze siódmym. Na obszarze tym władanym przez Wenus najważniejsza jest równorzędność, równoprawność podmiotów zawierających porozumienie i wchodzących we wzajemnie korzystny układ. A przede wszystkim szeroko rozumiana, wzajemna atrakcyjność potencjalnych partnerów. Poszukiwanie równowagi w relacjach z innymi jest warunkiem spełnienia zadań stawianych przed partnerskim sektorem siódmym. W transformacyjnym sektorze ósmym zachodzi wchłanianie słabeuszy i zyskowna ścisła integracja pod patronatem silniejszego. W spajającym ideowo sektorze dziewiątym chodzi o wspólne rozprzestrzenianie się bądź indywidualną ekspansję z pomocą lub choćby tylko z aprobatą koalicjantów.
Współistnienie jednostek, grup i państw rozwijane jest najpełniej w trzeciej kwarcie kosmogramu. Tej zawierającej się między Descendentem a Medium Coeli. Zaczyn integracji z innymi jest w sektorze siódmym. Na obszarze tym władanym przez Wenus najważniejsza jest równorzędność, równoprawność podmiotów zawierających porozumienie i wchodzących we wzajemnie korzystny układ. A przede wszystkim szeroko rozumiana, wzajemna atrakcyjność potencjalnych partnerów. Poszukiwanie równowagi w relacjach z innymi jest warunkiem spełnienia zadań stawianych przed partnerskim sektorem siódmym. W transformacyjnym sektorze ósmym zachodzi wchłanianie słabeuszy i zyskowna ścisła integracja pod patronatem silniejszego. W spajającym ideowo sektorze dziewiątym chodzi o wspólne rozprzestrzenianie się bądź indywidualną ekspansję z pomocą lub choćby tylko z aprobatą koalicjantów.
Równowaga statyczna choć kusząca stabilizacją, wygodą i przewidywalnością nie jest wieczna. I im dłużej trwa, tym bardziej kostnieje, usztywnia się, traci zdolność do odpowiadania na zmieniające się warunki – aż wreszcie pęknie. Równowaga dynamiczna jest trudniejsza do przewidywania i kontrolowania. Ale jest skuteczniejsza w reagowaniu na przeobrażenia stanu rzeczy, ich ewolucję i rewolucje. Przypomina umiejętne balansowanie linoskoczka, a także zabawę dwójki dzieci na huśtawce-przeważance. Aby równowaga dynamiczna utrzymywała się jak najdłużej, to tworzące ją siły muszą prowadzić dialog i tak się wspomagać, by raz jedna, a raz druga była dominującą. Podobnie jak na huśtawce, gdzie za obopólną zgodą, raz jedna, raz druga osoba się wznosi. By dynamiczny balans trwał, partnerzy powinni się zmieniać na prowadzeniu, na przemian torować sobie drogę – jak w intensywnym biegu lub marszu na długim dystansie. Tak jest w przypadku utrzymywanej równorzędności stron tworzących związek, unię, sojusz.
A jak to jest w związkach nie-równorzędnych? Gdy umowę zawiera silniejszy ze słabszym. A także gdy w aliansach podmiotów niegdyś równych siłą, warunki zmienią się tak dalece, że jedna ze stron nabiera wciąż większej mocy, a druga strona ją traci?
W relacjach nie-równorzędnych od ich zaistnienia, ustalenia brzmią: silniejszy dominuje i dyktuje warunki – słabszy jest zdominowany i przyjmuje rolę wasala. Dopóki moce podmiotów funkcjonujących w takim związku diametralnie się nie zmienią – traktaty pozostają zakonserwowane. Niezwykle trudno jest pokonywać problemy wynikające z narastających przeobrażeń w obrębie zaakceptowanego niegdyś układu sił, dzięki któremu sojusz został zawarty. Gdy moc strony dominującej słabnie – dawny hegemon nie chce się z tym pogodzić i walczy o przywrócenie status quo. Gdy zdominowanemu, zwasalizowanemu przybywa coraz więcej sił, nie chce udawać słabszego, a domaga się wciąż więcej swobody i praw dla siebie. Dąży do zajęcia wpierw pozycji bardziej wpływowej, autonomicznej, a z czasem hegemonicznej. Nawet w układach równorzędnych, gdy jedna ze stron z jakiegoś powodu słabnie, a druga wzmacnia się, to ta o wzrastającej mocy stara się przynajmniej uniezależnić, a może i uzyskać dominację. Gdy jedna ze stron sojuszu dostarcza drugiej kłopotów, to ta silniejsza jest w stanie odseparować się, odłączyć od układu zagrażającego utratą profitów, komfortu, czy choćby stabilizacji. Aby można było podjąć próbę naprawy szwankującego aliansu, alianci muszą znów zacząć cieszyć się wzajemną atrakcyjnością i to wieloraką. Niezbędne są zatem kuszące (ale nie zależące od ilości makijażu i pudru) oferty stron funkcjonujących w sojuszu. Jeżeli okażą się one za mało powabne to nawet strach przed odrębnością, samodzielnością, czy samotnością nie powstrzyma… rozwodu.
W interesie słabującego organizmu nie radzącego sobie z kryzysem, leży zdroworozsądkowe bądź instynktowne stowarzyszenie się z bytem tak mocarnym, który jest wstanie i chce mu pomóc. A co ma począć podmiot silniejszy będący w aliansie z organizmem chorującym? Ratować go, czy separować się od niego, z obawy przed zarażeniem? Jak bardzo na decyzje wpłynie świadomość rodzaju choroby, powagi sytuacji i rokowań wyzdrowienia? Jaki kod etyczno-moralny zaważy na podjętym postanowieniu? Wzajemnemu się ratowaniu sprzyjają paralelne kody-etyczno moralne (a przynajmniej zbliżony duchem, ideowy rdzeń) stron przymierza. Nie sprzyjają pomaganiu sobie narastające różnice światopoglądowe.
Przykładowo: gdy w latach siedemdziesiątych XX wieku Wielka Brytania wstępowała do UE była krajem chorującym. Wejście w struktury unijne pozwoliło jej zregenerować siły. Teraz w drugiej dekadzie XXI wieku witalność i zaradność traci niegdyś wydajna, sprawna i krzepka Unia Europejska. Jacy chętni rzucą się jej na pomoc?
To tak a’ propos relacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską i wyspiarskim referendum 23 czerwca 2016 roku.
Komu są potrzebne sojusze, koalicje – i jakie
Jednostki i państwa słabsze niż inne, które nie są samodzielne, samowystarczalne i nie mają zdolności odstraszania agresji militarnych bądź presji politycznych czy gospodarczych powinny zabiegać, by znaleźć się w dobrze dobranym, ale podobnym sobie towarzystwie. Po prostu, nie mają innego wyjścia. Niezbędne są im koalicje, sojusze, porozumienia, unie. Z podmiotami o mocach zbliżonej do własnej, zachowają kontraktową równorzędność. Ci słabsi, gdy połączą swoje siły, są w stanie nie tylko odeprzeć napór napastników, ale mogą wspólnie nie dopuścić do wywierania każdej presji na jakiegokolwiek koalicjanta. Ale, by alianse zostały zawarte, umawiające się strony muszą być dla siebie atrakcyjne, przyciągające zainteresowanie potencjalnych sojuszników. Opisane zalecenia odpowiadają w astrologii treściom władanego przez Wenus sektora siódmego, w którym najważniejsze jest zachowanie równowagi między stronami tworzącymi koalicję, czy zawiązującymi kontrakt. A jak funkcjonują sojusze nie-równorzędne? Wszak jednostkom i państwom silniejszym niż inne nie są przydatni partnerzy o równej im mocy, tylko podmioty słabsze. Takie, które zostaną przez hegemonów wciągnięte w orbitę ich wpływów i przyjmą rolę wasala. Kraje potrafiące narzucić innym swoją wolę, czyli posiadające większe „zęby i pazury” nie widzą potrzeby tworzenia związków o równorzędnych prawach dla aliantów. Ponieważ rywalizują z innymi mocarstwami, niezbędne są im orszaki krajów słabszych, by razem z nimi uzyskać jak największą przewagę nad konkurentami. Sojusze mogą nie przetrwać, a nawet zmienić się w swe zaprzeczenie, gdy w ich obrębie zmieni się układ sił. I podmiot niegdyś spolegliwy, przestaje takim być, dąży do partnerskiej równowagi, bądź uniezależnienia się lub przejęcia roli hegemona. Wtedy dawne interesy znajdą się w konflikcie z nowymi. A konflikty bezinteresowne zdarzają się niezwykle rzadko.
Dlatego przy okazji brytyjskiego referendum 23 czerwca 2016 roku warto sobie zadać pytanie o perspektywy wzrostu mocy albo jej słabnięcia – Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej. I komu się bardziej opłaci zacieśnianie lub rozluźnianie wzajemnych więzi. Czy bez W.Brytanii UE stanie się słabsza, czy W.Brytania osłabnie w Unii?